Dość cicho mija Rok Pawła Edmunda Strzeleckiego – ustanowiony przez Sejm z okazji 150 rocznicy jego śmierci. A to przecież pierwszy Polak, który opłynął Ziemię dookoła. W naszym wodniackim środowisku może dlatego mało fetowany, że nie był żeglarzem, a jedynie jako pasażer płynął z kontynentu na kontynent, z wyspy na wyspę. A przecież dzięki niemu np. „mamy” najwyższy szczyt Australii, czyli Mount Kosciuszko.
Urodził się jeszcze w XVIII wieku, miał 23 lata, gdy powstał Kanał Augustowski, którego 200-lecie też (i głośniej) w tym roku świętowaliśmy. Tymczasem są opinie, że był jednym z najwybitniejszych polskich podróżników. „Wraz z Humboldtem, Franklinem, Darwinem, Wallace’em musi być uważany za jednego z czołowych badaczy naukowych swego czasu” – ocenił jego biograf Lech Paszkowski.
W czerwcu 1834 r. Strzelecki, rozpoczął trwającą 9 lat podróż dookoła świata. Żmichowska podkreślała, że był doskonale przygotowany do tak wielkiego wysiłku. „Miał wszystkie niezbędne cechy podróżnika: silny organizm, nieustraszoną odwagę, wielką przytomność umysłu w niebezpiecznych sytuacjach, zręczność sportowca połączoną z siłą mięśni, hart ducha, w razie konieczności był zdolny znosić głód, skwar i zimno ze spartańską obojętnością”
Strzelecki wypłynął z Liverpoolu do Ameryki Północnej. O pierwszym etapie jego podróży wiadomo bardzo niewiele. Poszukiwał złóż miedzi w Kanadzie i badał obyczaje Indian. „Spał w cieniu indiańskich wigwamów” – pisała Żmichowska. Prawdopodobnie mieszkał wśród Indian hiszpańskiej Florydy. W wykładzie w Królewskim Towarzystwie Geograficznym w 1857 r. wspominał także o badaniach Salt Lake w Utah.
W grudniu 1835 r. popłynął do Brazylii. Uwagę jego czytelników przykuwały plastyczne opisy amazońskiej dżungli. „Żaden inny miłośnik przyrody nie jest wrażliwszy na piękno i inspirację natury niż on” – podkreślał Lech Paszkowski, wydawca wspomnień Strzeleckiego z Ameryki Południowej. Dotarł także do Urugwaju, Argentyny, Meksyku i Chile. Krytykował postawę państw kolonialnych i zbudowanych na ich gruzach niepodległych krajów wobec Indian. „Te miejsca zbrodni i nieszczęścia są powodami do żałoby dla podróżnika, który bada je na miejscu i opisuje w swoim dzienniku. To, że są tak odległe od Europy nie umniejsza litości i współczucia” – pisał Strzelecki.
W 1838 r. wypłynął z Valparaiso w rejs do Australii, która okazała się najważniejszym miejscem podejmowanych przez niego badań geograficznych. Po drodze zawinął na Markizy, Hawaje, Tonga, Tuamotu i Tahiti. Szczególnym zainteresowaniem polskiego podróżnika cieszyły się wulkany na wyspach Pacyfiku. Przed wyruszeniem do Australii badał Nową Zelandię, wówczas dopiero od niedawna podporządkowaną Wielkiej Brytanii. Przewidział występowanie tam złóż rud metali.
27 kwietnia 1839 r. „Sydney Gazette” poinformowała o przybyciu do miejscowego portu barku na pokładzie, którego znajdowało się 300 buszli jęczmienia z Chile oraz kilku podróżników. Wśród nich był Strzelecki. W swoich notatkach zapisał, że gdy schodził na ląd pozostawił na pokładzie zegarek i inne kosztowności, ponieważ informowano go, że Australia jest zasiedlona niemal wyłącznie przez przestępców. Rzeczywiście, Australia była kolonią karną, swoistą Syberią imperium brytyjskiego, ale Strzelecki szybko przekonał się, że na ulicach Sydney panuje „ład i porządek”. Podróżnik wielokrotnie wyrażał zachwyt brytyjską umiejętnością budowania imperium. „Anglosasi budują swój kraj wszędzie tam, gdzie wciągną na maszt flagę swojej ojczyzny” – zapisał.
Brytyjczycy znali dotychczasowy dorobek Strzeleckiego i postanowili okazać mu wszelką pomoc przy badaniach niemal nieznanego i niedostępnego wnętrza kontynentu. Po spotkaniu z gubernatorem Nowej Południowej Walii Georgem Gippsem wyruszył w stronę Gór Śnieżnych. Na cześć brytyjskiego urzędnika nazwał badany przez siebie region rolniczy rozciągający się na wschód od Melbourne. Odkrył złoto w dolinie Clwyd oraz Wellington, co kilkanaście lat później zapoczątkowało australijską gorączkę złota.
15 lutego 1840 r. w Górach Śnieżnych w Nowej Południowej Walii wraz z dwoma brytyjskimi badaczami odkrył najwyższy szczyt kontynentalnej Australii (2228 metrów n.p.m.) i nazwał go Górą Kościuszki. Był pierwszym Europejczykiem, który stanął na jego szczycie. „Szczególny wygląd tego wierzchołka uderzył mnie tak silnie przez swe podobieństwo do kopca w Krakowie, usypanego na grobie bohatera narodowego Kościuszki, że choć w cudzym kraju, na cudzej ziemi, ale wśród ludu ceniącego wolność i jej obrońców, nie mogłem powstrzymać się od tego, żeby nie nadać górze nazwy Mount Kościuszko” – zapisał.
Na Tasmanię udał się w lipcu 1840 roku. Tam poznał Johna Franklina, wówczas gubernatora tej wyspy, legendarnego badacza obszarów arktycznych. Pod koniec 1843 r. opuścił Antypody. Dwa lata poświęcił na podsumowanie swoich badań, których rezultaty opublikował w wydanym w Londynie w 1845 r. „Fizycznym opisie Nowej Południowej Walii i Ziemi van Diemena”. Jego pracę docenił Franklin, który przesłał Strzeleckiemu nagrodę w wysokości 400 funtów.
Mapy opracowane przez Strzeleckiego przez kilkanaście lat uznawano za najdoskonalsze opracowanie topografii tej części kontynentu australijskiego. W 1846 r. Królewskie Towarzystwo Geograficzne przyznało mu Złoty Medal Odkrywców.
Strzelecki zapisał się także w pamięci historycznej Irlandii. W czasie wielkiego głodu w Irlandii, który w latach 1845-47 pochłonął półtora miliona ofiar został dyrektorem wykonawczym Brytyjskiego Stowarzyszenia Pomocy. Brytyjczycy uznali, że Polak i katolik zostanie dobrze przyjęty przez Irlandczyków, szczególnie duchownych, cieszących się ogromnym zaufaniem mieszkańców wyspy. Żywienie objęło około 200 tysięcy osób, głównie dzieci.
W latach pięćdziesiątych działał w kilku organizacjach i kompaniach zajmujących się wspieraniem osadnictwa w Australii i rozwojem tamtejszego rolnictwa. Znając lokalne uwarunkowania projektował systemy irygacyjne. Prawdopodobnie wspierał finansowo polską emigrację. Często wyjeżdżał na południe Francji, którego klimat ratował jego podupadające zdrowie.
Zmarł 6 października 1873 r. w Londynie. Spoczął na cmentarzu Kensal Green.
/Na podstawie tekstu Michała Szukały w dzieje.pl /