Zapomniana matka chrzestna „Pogorii”

Hutę Katowice (dziś część koncernu hinduskiego właściciela największego na świecie producenta stal  ArcelorMittal) widać znad jezior Pojezierza Dąbrowskiego Pogoria: I, II, III i IV. Poprzez dziesiątki lat XX  wieku aż cztery kopalnie piasku tam były, następnie napełnione wodą z Przemszy, z jej czystego jeszcze odcinka, powyżej górniczo-hutniczych miast. Największe i najnowsze jest jezioro Pogoria IV, przez geografów nazwane Kuźnica Warężyńska, od nazwy wioski, zniszczonej przez kopalnię piasku, po której dziurę wodą zalano. Oficjalna nazwa nie podoba mi się, jak przekonywałem – równie niewymawialna nie tylko cudzoziemców, ale i rodaków, jak me ulubione Muzeum Ziemi Zawkrzańskiej w Mławie (powiedzcie szybko i głośno obie nazwy).

Jeziora te zwane były „szkołą śląskiego żeglarstwa” – co bawi mnie, gdyż ta szkoła nie na Śląsku, lecz w Zagłębiu (a od czasu zaborów są znaczne różnice między oboma regionami i ich ludnością). Wielki sentyment do jezior i żagli miał Maciej Szczepański, za czasów Gierka szef państwowego radia i telewizji. Ten od „propagandy sukcesu”, ale i patron tematyki żeglarskiej w TVP, twórca i prezes Słynnego Bractwa Żelaznej Szekli. Z jego inicjatywy Radiokomitet sfinansował budowę żaglowca, nazwanego „Pogoria”. Przeznaczonego przede wszystkim dla edukacji żeglarskiej młodzieży, w wykonaniu – między innymi – kapitana Krzysztofa Baranowskiego (z jego licznych dokonań wymienię choćby fakt, iż  jako jedyny dotychczas Polak odbył rejs dookoła świata po raz drugi, również samotnie, ale w przeciwnym kierunku).

Ale pamiętam też ulotki z Sierpnia 1980, rozliczające ekipę Gierka, gdzie jacht ten nazywano prywatnym, choć za państwowe pieniądze, pływającym burdelem „krwawego Maćka”. Czego tam nie było! Potem okazało się, że nie było opisywanych w ulotkach złotych sraczy, dzikich bab i nagich słoni! Kropkę nad „i” postawiła zmiana ustroju i próby komercyjnego czarterowania jachtu zachodnim armatorom. A oni uznali, że zbyt niski standard. Jacht przechodził remonty, różne przygody miewał. I dalej pływa.

Zupełnie jednak zapomniana została matka chrzestna jachtu, Danuta Długołęcka. Pracownica wspomnianej huty-giganta, właśnie zbudowanej niedaleko jezior Pogoria. Wbrew czarnej legendzie nie była przodownicą pracy, w stylu górnika Pstrowskiego czy też trójek murarskich z lat 40/50 XX wieku. Była profesjonalistką z wyższym wykształceniem, inżynierem metalurgiem, zatrudnioną w hucie jako starszy technolog.

Przeczytałem więc z przyjemnością w serwisie żwglarski.info przypomnienie „matki Danuty”

– bo tak chyba można z przymrużeniem oka napisać o tej matce chrzestnej słynnego żaglowca…

Danuta Długołęcka: Jak zostałam matką chrzestną „Pogorii” (zeglarski.info)