Co ma wspólnego Kraków i Wisła
z Robin Hoodem ???
Z arcyciekawej książki profesora UJ Andrzeja Chwalby „Wisła. Biografia rzeki” dowiedziałem się, że w XIII, XIV i XV wieku z okolic Krakowa na dużą skalę spławiano Wisłą do Gdańska drewno cisów, z których w Anglii wyrabiano słynne łuki…
Niby wiedza moja o Wiśle i innych wodach śródlądowych jest wyższa od przeciętnej, ale Chwalba czasem zaskakuje mnie stwierdzeniami, z którymi w pełni muszę się zgodzić, choć wcześniej nie pomyślałem…
Sam jestem zwolennikiem rewitalizacji starorzeczy – pięknych kiedyś siedlisk Natury…
A tu czytam, że przez wieki było to cuchnące źródło chorób w dawnych miastach. Tam wyrzucano śmieci domowe, zawartość nocników, padlinę, odpady z warsztatów i manufaktur. Nawet trupy skazańców! Tam w czasie epidemii robiono obozowiska z kwarantanną – i tam zostawały trupy chorych na cholerę, trąd, tyfus.
Tam to wszystko gniło, epidemie roznosiło…
Dopiero w XIX wieku – gdy wraz z przemysłem rosło stężenie ścieków a mury obronne i fosy miast stały się zbędne – zaczęto zasypywać te fosy i starorzecza.
Dla zdrowia i higieny – nie dla głupiego niszczenia przyrody!
No przecież to oczywiste! A ja o tym jakoś wcześniej nie pomyślałem…
Za to pomyślałem, by zgłosić książkę i jej autora do Nagrody Przyjaznego Brzegu!
Książka dla każdego. Nie jest to locja, przewodnik dla wodniaków.
W kolejnych rozdziałach z osobna poruszane są takie tematy, jak dzieje żeglugi wiślanej, budowa (i zniszczenia) dawnych mostów – i najstarszych, regulacja rzeki. Ale i wypoczynek i sporty na wodzie i nad wodą. Walka o polskość Wisły – by była polską drogą do Gdańska, naszego okna na świat. Ale i z książki można dowiedzieć się, ile Wisła zawdzięcza także Niemcom. Także olendrom. A to tylko niektóre wątki poruszane na 400 stronach książki…
M.Cz.